Kompas literacki - fragment sztuki „Pochwała lenistwa” Gianiny Cărbunariu

POCHWAŁA LENISTWA [fragment]
Gianiny Cărbunariu

„SCENA 1

SALA BAJEK

Narrator:
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami… Było sobie miasteczko, niewielkie, ani to malutka wioska, ani wielkie miasto. Mieszkańcy – ludzie jak ludzie. Odróżniało ich jednak od innych to, że nawet przez sekundę nie potrafili usiedzieć na miejscu. Przez cały boży dzień pracowali i pracowali, a kiedy kończyli pracę… natychmiast wynajdywali sobie coś do roboty. Tym pracowitym miasteczkiem, budzącym się wraz z pierwszymi promieniami słońca, rządziła Pani, która… wstawała, kiedy miała ochotę. A dlaczego? Bo tak się działo w tamtych czasach.

Wchodzą Aktorzy grający Robotników i Robotnice. Zaczynają ustawiać na scenie dekoracje do tej sceny. W rogu śpi Aktorka grająca Panią Miasta.

Narrator:
Podczas pracy nasi robotnicy rozmawiali również o…

Robotnicy:
Pracy!

Narrator – Leń:
…bo praca była ich jedyną radością i jedynym zajęciem.

Robotnica 1:
W tym tygodniu mam dziesięć nadgodzin.

Robotnica 2:
Ja dwadzieścia!

Robotnik 1:
Ja w piątek pracowałem do dziesiątej wieczorem.

Robotnik 2:
A ja – w sobotę i niedzielę.

Robotnica 3:
Ja zawsze pracuję w niedziele!

Robotnica 1:
Jesteśmy najbardziej pracowitym miastem na świecie!

Robotnica 2:
A my jesteśmy najbardziej pracowitymi mieszkańcami najbardziej pracowitego miasta na świecie!

Robotnik 1:
No jesteśmy, jesteśmy, ale strasznie się obawiam, że niedługo już nie będziemy.

Pozostali:
Czyli, że co?

Robotnik 1:
No jak to, nic nie wiecie?

Pozostali:
Nie.

Robotnica 1:
Co się stało?

Robotnica 3:
Czy jest ktoś bardziej pracowity od nas?!

Robotnik 1:
Nie, niech Pan Bóg broni! Ale od niedawna pojawił się jeden taki… nawet nie wiem, jak go nazwać, bo trudno go nazwać człowiekiem… taki okaz, gość, który… nic nie robi.

Robotnica 2:
E, no gdzie tam, musi coś robić...

Robotnik 1:
Nic nie robi. Absolutnie nic.

Wszyscy:
Nic… nic?! To niemożliwe!

Robotnik 2:
Skąd się tu wziął?

Robotnik 1:
Nie wiadomo…

Robotnica 2:
Może jest w mieście jedynie przejazdem.

Robotnica 3:
Miejmy nadzieję, że nie spodoba mu się za bardzo u nas.

Robotnica 1:
Jak wygląda?

Robotnik 1:
No, jak by to powiedzieć… ani taki… ani śmaki… wygląda mniej więcej, jak… (zwraca się do Narratora): Ej, może chcesz nam trochę pomóc w ustawianiu dekoracji do tej sceny?

Narrator – Leń:
Nie, widzę, że nieźle sobie radzicie beze mnie.

Robotnica 3:
A z czego żyje, jeżeli nic nie robi?

Robotnik 1:
Nawet tego nie wiadomo.

Robotnica 3:
W takim razie na bank kradnie.

Robotnik 1:
Wszystko możliwe, ale na razie jeszcze niczego nie odkryto.

Robotnica 3:
Kwestia czasu. Przecież nie żyje jedynie powietrzem.

Robotnik 1:
Pewne jest to, że nic nie robi. Absolutnie nic.

Robotnik 2:
Ale jak mimo to zachce mu się coś zrobić? Jak ukradnie nam miejsca pracy?

Robotnik 1:
Niech no tylko spróbuje, śmierdziel jeden, ukraść mi robotę! (zwraca się do Narratora):Ty naprawdę nie masz zamiaru nam pomóc?

Narrator – Leń:
Nie.

Robotnica 3:
Niektórzy to w ogóle nie mają wstydu. Siedzą rozwaleni w świetle reflektorów i bez sensu robią tylko cień na scenie. Trochę się boję tego okazu. Ani się obejrzymy, a innym też przyjdzie do głowy… no, patrzcie, mogę tak sobie siedzieć i nic nie robić. Co za zły przykład dla naszych dzieci!

Robotnica 2:
No właśnie. A poza tym, pomyślcie tylko, jak jutro się okaże, że inni tacy włażą nam na głowę?

Robotnik 2:
Jak to… inni?

Robotnik 1:
No tak, rozejdzie się, że w naszym grajdole śmierdzący lenie są mile widziani: #smierdzacyleniewelcome!

Robotnik 2:
#smierdzacyleniekradnanaszaprace!

Robotnica 1:
Witamy w „Mieście Leni”!

Robotnik 1:
A jak byśmy spróbowali coś zrobić, żeby pracowali? (zwraca się do Narratora): No dawaj, weź się do roboty i pomóż nam!

Robotnica 3:
Daj mu spokój, będzie nam tylko przeszkadzał.

Robotnik 2:
Czyli, że co, jakiś śmierdzący leń zabierze mi moją pracę?

Robotnica 3:
Co powiemy naszym dzieciom, kiedy zapytają: „mamusiu, co robi ten człowiek wylegujący się na słońcu?” I co mam odpowiedzieć ja, matka?!

Robotnica 1:
Co robimy? Bo musimy przecież coś zrobić.

Robotnik 2:
Wyrzucimy go z miasta.

Robotnik 1:
Dziś go wyrzucisz, a jutro wróci. Co, myślisz, że to takie proste?

Robotnica 2:
Wróci, i to z dziesięcioma takimi, jak on. Rozlezą się po całym mieście. A do tego wam powiem, że lenistwo jest zaraźliwe. Naukowcy twierdzą nawet, że jeżeli umieści się jakiegoś człowieka ze skłonnościami do lenistwa obok innych leniów, to ten człowiek staje się jeszcze bardziej leniwy. A jak koło człowieka produktywnego umieści się innego człowieka tak samo produktywnego, to obaj staną się jeszcze bardziej produktywni.

Narrator – Leń (czyta z książki):
Tak właśnie jest, tu też tak napisano: „Pracujcie, pracujcie dzień i noc! Pracujcie, pracujcie, proletariusze, żeby wzrosło bogactwo społeczne oraz wasza indywidualna bieda. Pracujcie, pracujcie, proletariusze, bo jak staniecie się biedniejsi, będziecie mieli więcej powodów, żeby pracować i stać się nędznikami. I kiedy już, wyrywając sobie z korzeniami z serca nałóg, który ją opętał i wykrzywił jej naturę, klasa robotnicza wstanie z kolan ze straszliwą siłą, nie po to, aby żądać Praw człowieka!, będących niczym innym, jak tylko prawami wyzysku kapitalistycznego, nie po to, by żądać Prawa do pracy!, będącego w istocie jedynie prawem do nędzy, ale po to, by stworzyć trwałe prawo zabraniające jakiemukolwiek człowiekowi pracy dłuższej niż trzy godziny dziennie, wtedy Ziemia, nasza staruszka Ziemia, drżąc z radości, poczuje, że rodzi się w niej nowy wszechświat… O, Lenistwo, bądź miłosierne dla naszej długotrwałej nędzy! O, Lenistwo, matko wszelkich sztuk i szlachetnych cnót, bądź balsamem męki ludzkiej!” Paul Lafargue, Prawo do lenistwa.

Krótka przerwa. Robotnicy przerwali pracę, natomiast Narrator – Leń czyta im fragment z książki Paula Lafargue Prawo do lenistwa. Robotnicy patrzą zdezorientowani na siebie.

Robotnik 1:
Proponuję, żebyśmy go zamordowali.

Robotnica 1:
Cudowny pomysł, ale jak?

Robotnik 1:
Powieśmy go. Szybko się uwiniemy i wrócimy natychmiast do pracy. Dawajcie!

Robotnice podnoszą Narratora – Lenia, wsadzają na taczkę, przykrywają folią i próbują wywieźć ze sceny.
Dokładnie w tym momencie Aktorka grająca Panią Miasta i do tej pory śpiąca w rogu sceny dzwoni dzwoneczkiem i wzywa do siebie Robotnika 1 i Robotnika 2.

Pani Miasta (do Robotnika 1 i Robotnika 2):
Chcę… chcę… nie wiem, czego chcę. Chcę… wyjść na spacer!

Obie grupy Robotników spotykają się na scenie: grupa, która chce wywieźć Narratora – Lenia i grupa spacerująca z Panią Miasta z jednej strony sceny na drugą.

Pani Miasta:
Co jest? Dlaczego ulica jest pusta? Zejdźcie stąd! Co tam wieziecie?

Robotnica 3:
Takiego jakby człowieka, szanowna pani.

Pani Miasta:
Sorki, ale dlaczego nie idzie o własnych nogach? Chory jakiś? Nie ma nóg?

Robotnik 1:
Nie, szanowna pani… Ma nogi tak jak wszyscy ludzie, tylko, że jest leniem, jakiego świat nie widział.

Pani Miasta:
Leniem?!

Robotnica 2:
Tak, szanowna pani, ale musi pani wiedzieć, że nie urodził się u nas, przyjechał skądś.

Pani Miasta:
Leń w moim mieście?! Dawać mi tu go!

Robotnicy zdejmują z Narratora – Lenia folię.

Pani Miasta:
Milutki jest. Taki milusi! I co chcecie z nim zrobić?

Wszyscy:
Zamordować.

Pani Miasta:
A co takiego zrobił?

Wszyscy:
Nic.

Robotnica 1:
Cały dzień nic nie robi. Absolutnie nic.

Pani Miasta:
Straszne, straszne. Czyli chcecie powiedzieć, że kiedy ja wstaję o świcie, męczę się, by wybrać stosowne ubrania, uprawiam sport, by zachować kondycję, idę do fryzjera, potem latam z jednego idiotycznego wydarzenia na drugie i wyglądam nienagannie, to… przez cały ten czas on nic nie robi?! Ale tak nic a nic?!

Robotnica 2:
Dokładnie tak, szanowna pani, nic nie robi.

Pani Miasta:
Ale… taki ładniutki jest… Skarbeńku! Słyszy coś ten nasz maluszek?

Robotnica 3:
Słyszy, ale udaje, że nie rozumie.

Pani Miasta:
Ale… mówi?

Robotnik 1:
O, tak, mówi, ale z tej całej jego gadaniny niczego nie zrozumieliśmy.

Pani Miasta:
Ejże, leniu…

Robotnica 1:
Proszę się nie zbliżać. Dla pani bezpieczeństwa… Mówiłam pani, że to jest zaraźliwe.

Pani Miasta:
Wow, ale ja w życiu nie widziałam żadnego lenia! Wydaje mi się… fascynujący! Też chcę jednego! (zwraca się do Robotnicy 1): Niech mu ktoś przetłumaczy!

Robotnica 1:
Szanowna pani… czyli właścicielka nas i całej okolicy mówi, że takiego śmierdzącego lenia jak ty jeszcze na oczy nie widziała. Bezczelny gnoju, wystawiasz nas na pośmiewisko! I mówi jeszcze, że z chęcią dałaby ci parę razy w łeb, żeby cię sprowadzić na dobrą drogę.

Pani Miasta:
Powiedz mu jeszcze, że jeżeli się zgodzi, mogłabym zabrać go do domu… i pokazać moim gościom.

Robotnica 1:
Pani mówi jeszcze, że może zabrać cię do domu i zawołać innych panów i panie, właścicieli okolic, którzy też walną cię w łeb tak, że w pizdu wyleczysz się z lenistwa.

Pani Miasta:
Biedny chyba jest, co?

Robotnik 1:
Jak mysz kościelna. Ma tylko jedną książkę. Pochwała lenistwa jakiegoś Paula Lafargue’a.

Pani Miasta:
Więc niech sam nam opowie o swojej biedzie. Będziemy płakać i śmiać się, o matko, ale się zabawimy! Weź mu przetłumacz.

Robotnica 1:
Potworze ty jeden, masz szczęście! Co wieczór będziesz urządzał dla pani spektakl i opowiadał, jakim jesteś śmierdzącym leniem i biedakiem.

Pani Miasta:
I dam mu za to jeść. Suchy chleb mu dam. Musimy sobie pomagać nawzajem, przecież jesteśmy wspólnotą, prawda?

Robotnica 1:
I będzie ci dawała żarcie, śmierdzielu jeden! Niektórym to się szczęści!

Robotnik 2:
Szanowna pani, ale to nie jest sprawiedliwe, my pracujemy, wyginamy karki za kawałek suchego chleba…

Robotnik 1:
To jak to w końcu będzie z naszym hasłem: „Kto nie pracuje, ten nie je”?

Pani Miasta:
Nie wkurzajcie mnie. Nie prowokujcie, bo wywalę wszystkich z roboty. I zobaczymy, co wtedy wymyślicie. Kto tu rządzi?

Robotnicy:
Pani, Wasza Wysokość…

Pani Miasta:
No, to zapytaj go, czy chce być moim osobistym leniem.

Robotnica 1:
Słyszysz, bydlaku! My chcieliśmy się ciebie pozbyć, ale Jej Wysokość w swej wielkiej dobroci przyjmie cię do swego domu. Mów, co wybierasz: na szubienicę, czy do pałacu?

(Milczenie.)

Pani Miasta:
Halo, leniu…

Narrator – Leń:
Jeszcze… jeszcze się zastanawiam.

Pani Miasta:
Co mówi?

Robotnica 1:
Że jeszcze pomyśli. Ale za bardzo nie ma ochoty.

Pani Miasta:
Co takiego…?

Robotnik 1:
On tu sobie myśli, my tracimy czas, a produkcja spada.

Pani Miasta:
Jak to, myśli?! To ja mu oferuję gościnę, a on jeszcze myśli?! Więc, dobrzy ludzie, drodzy obywatele mojego miasta, zróbcie to, co wam umysł podpowiada. Jak chcecie go zamordować?

Robotnica 2:
Myśleliśmy, żeby go powiesić.

Pani Miasta:
Wiecie, ile kosztuje metr sznura? Chcecie mnie puścić z torbami?!

Robotnik 2:
To co, spalimy go na stosie?

Pani Miasta:
A drewno? Chcecie, żebyśmy marnowali nasze zasoby dla jakiegoś lenia? No, dawać dalej, niech usłyszę jakiś konkret! No, trochę kreatywności…

Robotnica 1:
Ukamienujmy go!

Pani Miasta:
No właśnie! Brawo! Ale nie spieszcie się. Dajcie mu czas do namysłu. Ja sobie pyknę kieliszeczek samogonu, a potem przyjdę rzucić ostatnim kamieniem. Ale przede wszystkim chcę wydać rozkaz: „Ja, Jej Wysokość, władczyni całej okolicy i jej mieszkańców, podjęłam decyzję: zbudować nowy mur wokół miasta, o trzy metry wyższy od starego, a historię tego lenia wypisać na bramach jego własną krwią”. Zobaczymy, czy jeszcze jakiś leń ośmieli zbliżyć się do naszych granic.

Narrator:
I pojechałem za morza i lasy, by opowiedzieć wam tę historię. Ale…, kto opowiada historię, wyciąga też morał. Nawet jeżeli mieszkańcy miasta pracowali i nie za bardzo myśleli, to w jednym mieli rację: lenistwo jest zaraźliwe. Jak wiadomo: co się odwlecze, to nie uciecze. Leń zasiał w miasteczku ziarenko, które wydało owoce po dwustu latach. Ludzie zaczęli zadawać sobie pytania, na przykład: „dlaczego praca była przywilejem biednych, a lenistwo… głównym zajęciem bogatych?” Dlaczego?

To usłyszawszy, wychodzimy z Pokoju Bajek i przechodzimy dalej do Sali Posiedzeń Muzeum Pracy i Wyzysku.


SCENA 2

SALA POSIEDZEŃ

Sala posiedzeń w pewnym biurze.

Szefowa i Właścicielka Firmy:
(Cisza.) Nawet nie wiem, jak zacząć. Wydarzyła się tragedia. Po prostu nie mam… nie mam słów.

Pracownica 1 (Diana):
Może tak jest lepiej.

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Mimo wszystko, chcę powiedzieć, że w tym momencie… być może bardziej niż kiedykolwiek, strasznie ważne jest, żebyśmy byli zjednoczeni. Iulian był… dla mnie… dla nas, dla firmy był…

Pracownica 1 (Diana):
Jak to… był?

Szefowa i Właścicielka Firmy:
On jest… jasne, że jest! Właściwie to chciałam powiedzieć, że Iulian był tutaj od początku, był jednym z tych, którzy ciężko pracowali, żeby nasza firma rosła i była tym… tym, czym jest teraz. Ten incydent jest szokujący… wszystkich nas zaszokował, prawda? Ale musimy wytrzymać…, musimy zachowywać się jak prawdziwa rodzina. Przede wszystkim miałabym prośbę – spróbujmy być jak najbardziej dyskretni. Zwłaszcza wobec prasy. Nie potrzebujemy przecież… jeszcze większego cierpienia. Musimy być spokojni, musimy być profesjonalni. Pracowaliśmy w pocie czoła pół roku przy tym Projekcie, nie możemy więc wyrzucić do kosza całej pracy, to niemożliwe. Dlatego radziłabym, żebyśmy odsunęli ten temat na bok, przynajmniej na ten moment. To oczywiste: im więcej o tym mówimy, tym boleśniejsze jest to dla każdego z nas. Potrzebujemy czasu, żeby móc…, żeby przetworzyć wszystko, co się wydarzyło.

Pracownica 1 (Diana):
Możemy spróbować o tym nie mówić, ale nie możemy… nie możemy tak po prostu zrobić delete za tym, co wydarzyło się wczoraj… prawda? (zwraca się do Pozostałych): W każdym razie ja nie mogę. Nie wiem… wy możecie?

Pracownica 2 (Laura):
Nie.

Pracownik 1 (Andrei):
Nie, ja też nie. Po prostu jestem totalnie zniszczony.

Pracownik 2 (Silviu):
To jakiś koszmar.

Nowy Pracownik:
Przepraszam, nie wiem, co się stało…

Pracownik 1 (Andrei):
Wczoraj Iulian…, dziecko Iuliana…, to znaczy Iulian…

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Zmarło. Dziecko Iuliana zmarło.

Pracownik 2 (Silviu):
Matei. Tak miał na imię synek. Matei. W tym miesiącu skończyłby roczek.

Nowy Pracownik:
Okropne, naprawdę. Strasznie mi przykro. (Cisza.) Był chory?

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Stało się coś…, coś, co… To był straszny wypadek. A Iulian nie będzie mógł przyjść do pracy… przez jakiś czas. Musi wrócić do siebie, potrzebuje..., myślę, że wszyscy rozumiemy, przechodzi przez okropnie trudne chwile. A to oznacza, że będziemy musieli poradzić sobie bez jego pomocy. Będziemy musieli go zastąpić… nie, nie „zastąpić”…, to nie jest odpowiednie słowo… musimy zobaczyć, jak możemy przejąć to, co on robił, jak szybko podzielić jego zadania i doprowadzić Projekt do szczęśliwego końca. Dokonałam ewaluacji i myślę, że ty, Andrei możesz koordynować Projekt, a pomogą ci Laura i pozostali.

Pracownik 1 (Andrei):
Nie wiem, co powiedzieć… jesteśmy w bardzo, bardzo słabej sytuacji, ja mam jeszcze mnóstwo pracy, i to takiej na wczoraj…

Pracownica 2 (Laura):
Ja też mam jeszcze mnóstwo do zrobienia. Nawet nie jestem pewna, czy dam radę skończyć do jutra rana. To prawie niemożliwe!

Pracownica 2 (Silviu):
A jakbyśmy spróbowali to przesunąć? Sytuacja jest nadzwyczajna…, dramatyczna i myślę, że moglibyśmy podyskutować z Klientem, powinien zrozumieć… Przecież to niczyja wina.

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Nie możemy dyskutować z Klientem o… o sytuacji Iuliana.

Pracownica 2 (Laura):
Przecież nie musimy opowiadać wszystkiego…, co się wydarzyło. Powiemy tak: kochani, koordynator projektu ma pewną trudną sytuację w rodzinie. Zmarło mu dziecko.

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Mogliby to skojarzyć z… A przecież nie chcemy, by ktokolwiek kojarzył to z nim…, z nami. Przykro mi, wiem, że brzmi to cynicznie, ale wierzcie mi, jeśli prasa się dowie…, to wszyscy będziemy chcieli zapaść się pod ziemię.

Pracownica 1 (Diana):
Po tym, co się wczoraj stało, myślę, że wszyscy tego chcemy. (Krótka przerwa. ) Właściwie, to ja myślę tylko o tym od dwóch miesięcy…

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Proszę?

Pracownica 1:
Powiedziałam, że od dwóch miesięcy myślę tylko o tym, jak mogłabym stąd zniknąć. Źle sypiam, odżywiam się fatalnie, nie mam już ochoty na nic. No bo… Projekt! Pracujemy jak wariaci dla tego Projektu. Oprócz Projektu nic już się nie liczy. Czy przyszło ci do głowy, że to, co się wczoraj stało, łączy się z całym stresem…, z wszystkimi godzinami spędzonymi w pracy i znowu w pracy…, dla tego pieprzonego Projektu?! Ogarniasz może, że tak czy inaczej, wszyscy jesteśmy współwinni temu, co się stało ? (zwraca się do Pozostałych): Nie mówcie mi, że od wczoraj nie myśleliście o tym chociaż przez sekundę.

(Cisza.)

Nowy Pracownik:
Nie rozumiem, dopiero wczoraj do was doszedłem…

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Diano, możesz mi wierzyć albo nie, ale wiem, co czujesz, wiem, co wszyscy czują. Tak, jesteśmy wykończeni, jesteśmy… wszyscy rozsypani na proszek, ale nie używajmy takich… takich słów…

Pracownica 1 (Diana):
Takich prawdziwych słów? Poza tym, stało się to, co się stało, a ty przychodzisz i mówisz, żebyśmy zachowali dyskrecję? Serio?! Dlaczego? Co mamy takiego ważnego do obrony?

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Wasze miejsca pracy. Nasze. Dokładnie tego musimy bronić.

Pracownica 1 (Diana):
Tylko, że my już nienawidzimy tego, co robimy. Bo przekroczone zostały pewne limity, rozumiesz?

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Wiesz, na czym polega numer? Pracowałam ramię w ramię z wami, żeby rozhulać tę firmę. Tak, jest moja, ale ja, w odróżnieniu od was, od trzech lat nie byłam na wakacjach, choćby przez tydzień. Nawet już nie wiem, co to znaczy weekend, więc nie gadaj mi tu…

Pracownica 1 (Diana):
No i? Jak długo jeszcze masz zamiar tak ciągnąć? Jak długo?! Po tym wszystkim, co się stało, nie rozumiesz jeszcze, że coś musi się zmienić? Naprawdę, dzisiaj miałam nadzieję, że usłyszę od ciebie coś całkiem innego…

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Tak jest w każdej firmie, która próbuje przetrwać. Ludzie pracują, żeby dostać wynagrodzenie, a czasami praca może być stresująca. Tak bywa.

Pracownica 1 (Diana):
To nie usprawiedliwia zbrodni, w której…

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Proszę cię…

Pracownica 1 (Diana):
…w której wszyscy uczestniczymy. (do Pozostałych Pracowników): Nic nie mówicie? Nic?!

(Cisza.)

Nowy Pracownik:
Ja się nie mogę wypowiadać, bo nie rozumiem dokładnie, co się stało…

Pracownica 1 (Diana):
No to ci powiem. Nasz kolega Iulian…

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Dość. Skończ z tym! Jak chcesz wiedzieć, takie rzeczy się zdarzają! Mnie też się zdarzyła taka zajebiście głupia sytuacja. W zeszłym tygodniu przez dwie godziny zapomniałam o psie w…

Pracownica 1 (Diana):
Proszę?! Jesteś totalnie porąbana, nie masz żadnej szansy, by wrócić do normalności… Jak możesz porównywać… Jak możesz…?! Proszę, zróbcie z nią coś, bo ją zamorduję.

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Grozisz?! Jak śmiesz mi grozić?!

Pracownik 1 (Andrei):
Koniec! Wezmę wszystko. Posiedzę całą noc, skończę, co mam do skończenia i potem przejrzę wszystko, co robił Iulian… Tracimy czas i energię. Laura nam pomoże, prawda?

Pracownica 2 (Laura):
Spróbuję. Tylko, że… może być problem. Nie mamy wersji końcowej, czyli tego, nad czym Iulian pracował wczoraj przez cały dzień.

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Czyli?

Pracownica 2 (Laura):
Pracował na swoim laptopie.

Szefowa i Właścicielka Firmy: Więc myślę, że… Nie wiem, ale… Musimy do niego zadzwonić, trudno…

Pracownica 1:
(do Pozostałych) Ludzie, ona jest psychiczna.

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Andrei? Zadzwonisz?

(Cisza.)

Pracownik 1 (Andrei): Słuchaj: zrobię wszystko, żeby było dobrze, posiedzę całą noc, ale nie będę dzwonił. Przykro mi. Wczoraj rano strasznie się pokłóciliśmy. Powiedział, że jestem kretynem, że pomyliłem się w jakiejś sprawie budżetowej i że przeze mnie musiał wszystko poprawiać. Powiedział mi wprost, że…, że jestem „śmierdzącym leniem i bezczelnym bezmózgiem”. Dobra, obraził mnie, spowodował, że poczułem się jak ostatni gnój… Laura wie, była przy tym…, ale OK, teraz już nie ma to znaczenia. Tyle, że nie zadzwonię. Naprawdę nie mogę. Niech Laura dzwoni.

Pracownica 2 (Laura): Chwila…, wiesz, jakie mam problemy emocjonalne… Wczoraj wieczorem w drodze do domu miałam w metrze atak paniki… Proszę was… (do Silviu): Zadzwoń ty. Przecież się przyjaźnicie, prawda?

Pracownik 2 (Silviu): Właśnie dlatego nie mogę do niego zadzwonić. Chciałem wczoraj… po tym… Męczyłem się całymi godzinami… Nie mogłem. Nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Powinienem skumać, że w ostatnim czasie nie był… W ogóle nie czuł się…, było jasne, że… Ale ja też byłem… No, nie mogę, przykro mi.

Pracownica 1 (Diana):
(zwraca się do Szefowej): Dlaczego ty do niego nie zadzwonisz? Przecież jesteś szefową. To twoja firma.

Szefowa i Właścicielka Firmy:
(zwraca się do Eleny, która do tego momentu nic nie mówiła): Ok. Elena, bardzo cię proszę, zadzwoń do niego i powiedz, że wszyscy rozumiemy, przez co przechodzi. Nie, nie mów mu tego. Powiedz, że wiemy, że przechodzi przez niezwykle bolesny moment, ale że bardzo by nam pomogło, gdyby wysłał nam mailem wersję, nad którą wczoraj pracował. I że jutro przyjdziemy na pogrzeb. Nie, tego też mu nie mów, po prostu pójdziemy.

Pracownik 2 (Silviu):
Pogrzeb jest rano. O jedenastej. Dokładnie wtedy, kiedy jest zaplanowane spotkanie z Klientem.

(Cisza.)

Pracownica 1 (Diana):
Ja pójdę. Kto jeszcze idzie?

Nowy Pracownik:
Mógłbym pójść…, tylko że dopiero wczoraj się poznaliśmy. Nie wiem, czy…

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Kto chce iść, niech idzie. Ja się spotkam z Klientem. Tylko musimy mieć wszystko gotowe do dziesiątej rano. Tyle potrzebuję od was.

(Cisza.)

Pracownica 1 (Diana):
Przez ostatnie dwa miesiące wciąż miałam nadzieję, że coś mi się przytrafi. Coś niedobrego. Na tyle niedobrego, żebym nie mogła przychodzić do pracy. Żebym musiała się zatrzymać. Ta myśl obsesyjnie mnie prześladowała. No i zdarzyło się coś straszliwego. Tylko, że nie mnie. Ale mogłoby się mnie przytrafić. Każdemu z nas mogłoby się przytrafić. (zwraca się do Szefowej): OK, może tobie nie.

Nowy Pracownik:
Przepraszam, że jestem nachalny, ale co takiego się stało?!

Pracownica 1 (Diana):
Ja się stąd miksuję. Myślę, że wy też powinniście to zrobić, jeżeli macie chociaż odrobinę rozumu w głowie.

Wstaje i wychodzi.

Pracownik 1 (Andrei):
Do diabła, nie możesz tak zostawić nas wszystkich w pizdu! Diana, weź się, kurwa, ogarnij. Przepraszam.

Szefowa i Właścicielka Firmy:
Elena, proszę, żebyś zadzwoniła do Iuliana… Nie płacz, bardzo cię proszę, weź się w garść i zadzwoń do niego.

Pracownica 3 (Elena):
Przykro mi, ale nie mogę. Nie mogę do niego zadzwonić. Nie wiem, czy w ogóle kiedyś będę mogła. Wczoraj zadzwoniłam do niego o wpół do dziewiątej, żeby o coś zapytać…, nie pamiętam dokładnie, o co chodziło…, o coś związanego z Projektem. Coś, no…, nie wiem…, chodziło o więcej spraw…, sorry, ale naprawdę już nie pamiętam…, to było coś ważnego…, to znaczy tak mi się wydawało, że to jest coś ważnego…, tylko, że teraz kompletnie nie pamiętam, co…, w ogóle już prawie nie pamiętam, o czym rozmawialiśmy…, chociaż trwało to pół godziny…, nie pamiętam…, niczego nie pamiętam… Przykro mi, tak strasznie mi przykro! Gadaliśmy przez telefon do momentu, kiedy wszedł do biura. I potem. Nie powinnam była dzwonić do niego o ósmej trzydzieści… Przecież mogłam poczekać do dziewiątej. To wyłącznie moja wina. Zapomniał, że dziecko siedzi w aucie, bo rozmawiał ze mną.

Nowy Pracownik:
Ja do niego zadzwonię. Przecież dopiero co go poznałem.


Wejdziemy teraz do Sali Autowyzysku, która chwilowo zawiera zaledwie jeden eksponat. O, ten.


SCENA 5

SALA AUTOWYZYSKU

Jedynym eksponatem jest Rowerzysta na postumencie, pracujący jako dostawca.

ROWERZYSTA:
25 minut opóźnienia
25 p...nych minut opóźnienia
do k...y nędzy z tym deszczem
po co na mnie gadacie
wiem, wiem
nie masz tu czego szukać, jeżeli brak ci samodyscypliny

nie masz tu czego szukać, jeżeli brak ci motywacji
nie masz tu czego szukać, jeżeli jesteś leniem

ok, anulujcie resztę zamówień
anulujcie wszystkie zamówienia
niech was szlag trafi
niech szlag trafi tych, co zamawiają jedzenie
kiedy pada i są korki
bo po ludzku nie jest możliwe, żeby zrobić tę trasę
w dwanaście minut
to niemożliwe
musiałbym mieć siłę czterech nóg, żeby dojechać
w dwanaście minut
i właśnie w momencie, kiedy zgłosiłem, że rezygnuję
z zamówienia
więc dokładnie w tym momencie
czuję, jak moje nogi zaczynają pedałować z siłą
czterech nóg
zaczynam nadrabiać stracony czas
„chwileczkę, proszę poczekać, uda mi się dojechać, może nie w dwanaście minut, ale w dwadzieścia to już na pewno”
i dokładnie w chwili kiedy to mówię
czuję jak moje nogi
zaczynają pedałować
siłą sześciu nóg
siłą ośmiu nóg
siłą dwunastu nóg
nadrobiłem cały stracony czas!
Dostarczyłem!
Niczego nie anulujcie!
Zrobię wszystkie zamówienia
Bo czuję jak zaczynam pedałować siłą dwudziestu nóg
Siłą trzydziestu nóg
Siłą pięćdziesięciu nóg
Siłą stu nóg
Zyskuję czas
Zyskuję coraz więcej czasu
Teraz w końcu rozumiem to, co powiedziano mi pierwszego dnia:
Tutaj nie ma hierarchii,
Tutaj jesteś panem swojego czasu!

Jedynym odpowiedzialnym za swoją pracę, za wyposażenie,
za to, jak odnosisz się do klientów!

Jesteś swoim własnym szefem!
Ty decydujesz, kiedy, czy i ile chcesz pracować!

Tak, tak, wszystko, co powiedziano mi pierwszego dnia
Zaczyna nabierać sensu!
Biorę wszystkie zamówienia tych zdechlaków, którzy mają tylko dwie nogi
Tych, którzy miotają się w deszczu
Przyjąłem zamówienie i je dostarczyłem!
Biorę wszystkie zamówienia tych, którym wyładowały się telefony
Biorę wszystkie zamówienia tych, którzy ledwo trzymają się na nogach z gorączki
Biorę wszystkie zamówienia tych, którzy mieli pecha i zaliczyli
po drodze wypadek
Przyjąłem zamówienie i je dostarczyłem!
Dopiero teraz zaczynam rozumieć dlaczego w mojej UMOWIE
Nie jest nic napisane o chorobach
O wypadkach
O żadnych ubezpieczeniach
Bo…
Bo
Jestem człowiekiem poważnym
Godnym zaufania
Radzę sobie
Jestem pracowity
A przede wszystkim mam
dużo wolnego czasu!
Jestem superriderem. Jestem SUPERRIDEREM!
Pedałuję pedałuję pedałuję
i czuję jak z każdą nanosekundą
rośnie we mnie
bardzo pożądane
doświadczenie zawodowe
cenne doświadczenie zawodowe!
Pedałuję pedałuję pedałuję
Jestem nie do zatrzymania
Siłą pięciuset nóg
Siłą tysiąca nóg
Odrywam się od ziemi
Mogę dostarczyć każde jedzenie
Nawet między dwoma miastami
w pewnej odległości
Mogę przemierzyć kraj z północy na południe
i z powrotem
Mogę zawieźć do sąsiednich krajów
nasze cudowne tradycyjne
jedzenie
Siłą dziesięciu tysięcy nóg
Siłą stu tysięcy nóg
Pedałuję nad kontynentami, nad oceanami
Mogę dotrzeć do Azji, Ameryki, Nowej Zelandii
Przyjąłem zamówienie i je dostarczyłem!
Pedałuję pedałuję pedałuję
Spotykam w powietrzu innych podobnych
do mnie superriderów
Włochów, Francuzów, Hiszpanów, Anglików,
Ciao, bello!
Salut, mon pote!
Hello, my friend!
Hola, everybody!
Moglibyśmy zorganizować Międzynarodówkę superriderów
Ale
Teraz nie ma czasu na coś takiego
Teraz nie mamy czasu
I have an urgent delivery!

Pedałuję pedałuję pedałuję
I oczywiście
Oczywiście
Jakby tak pomyśleć
Jakby jeszcze mieć czas pomyśleć
4 euro i 70 centów za godzinę to nie jest dużo
ale
ale
ale 1 euro i 20 centów za każdą dostawę
ROBI RÓŻNICĘ!
Pomnóż to przez liczbę nóg,
które mi wyrosły
Pomnóż przez dziesięć tysięcy
Przez sto tysięcy
Przez milion
Przyjąłem zamówienie i je dostarczyłem!
Pedałuję pedałuję pedałuję
Płacę sobie czynsz
Płacę sobie za studia
Płacę swoje wszystkie długi
Płacę też długi rodziców
Płacę długi całej rodziny
I nie zatrzymam się aż
Nie zatrzymam się aż
Aż nie sprawię, że gospodarka
rozkwitnie
Aż nie sprawię, że gospodarka będzie
hulać
Aż nie spłacę
Aż nie spłacę w c...j
całego długu publicznego tego kraju.
Cały dług publiczny płacę ja.
Ja go płacę, proszę bardzo,
Siłą miliarda nóg,
Moim rowerem i smartfonem.

Przewodnik:
Na zakończenie chcę państwu podziękować za odwiedzenie pierwszych trzech otwartych już dla publiczności sal Muzeum Pracy i Wyzysku. Życzymy, by cieszyli się państwo w pełni swoim wolnym czasem. Dobranoc!”


przeł. Radosława Janowska-Lascar

Dziękujemy Miejskiej Bibliotece Publicznej we Wrocławiu za udostępnienie tłumaczenia, które powstało w ramach festiwalu Miesiąc Spotkań Autorskich.